Kłopot ze Strzeleckim

Powszechnie wiadomo, że Paweł Edmund Strzelecki jako pierwszy zdobył najwyższy szczyt w Australii i nazwał go Górą Kościuszki. Niewiele znane są natomiast jego inne osiągnięcia, w które obfituje jego życiorys. Być może miejsce zajmowane w pamięci potomnych jest proporcjonalne do rzeczywistych dokonań, a może jest on ofiarą niesprawiedliwości dziejowej, w ramach której osiągnięcia słowiańskiego gościa w Australii zostały pomniejszone w przez brytyjskich zdobywców kontynentu. A może są jeszcze inne przyczyny, przez które postać Strzeleckiego pozostaje w martwym polu widzenia wstecznego lusterka historii.

Pierwszą sposobnością do poszerzenia mojej szkolnej wiedzy o enigmatycznym rodaku był udział w sztuce Anny Habryn Portret z kobietami, wystawianej w 2010 roku przez amatorską grupę teatralną SCENA 98 w Perth w Australii Zachodniej. Następna okazja nadarzyła się dekadę później przy produkcji słuchowiska radiowego Dałeś mi marzenie, opartego na tym samym dramacie. Utwór koncentruje się na wybranych elementach życiorysu Strzeleckiego, ukazanych na tle długotrwałego, niespełnionego związku bohatera z Aleksandryną (Adyną) Turno, obiektem młodzieńczego uczucia podróżnika. 

Punktem wyjściowym dramatu jest wydana w 1961 roku biografia Strzeleckiego, zatytułowana In a Dark Glass (W ciemnym szkle), pióra australijskiej pisarki Helen Heney.  W ciemnym szkle to owoc pięciu lat spędzonych przez Heney w przedwojennej Polsce w latach 1929 i 1935, gdzie jako tłumaczka i nauczycielka angielskiego zauroczyła się polskością z jej tak różnym od anglosaskiej interesowności i wyrachowania duchem romantyzmu i słowiańskiego nieskrępowania i łagodności. Sztuka Anny Habryn wplata w swoją tkankę zawarte w książce Heney krytyczne opinie o Strzeleckim bez angażowania się w otwartą polemikę, zapewne pozostawiając osąd odbiorcom. 

Wzorem zachodnich turystów, odwiedzających cywilizacyjnie wsteczne zakątki świata, autorka australijskiej biografii zafascynowała się polską egzotyką, co spowodowało, że postawy różniące się od wyidealizowanego wzorca, szczególnie te przypominające jej własny krąg kulturowy, postrzegała jako naganne i niepożądane. Cechy takich postaw to na przykład przebiegłość, przedsiębiorczość i determinacja w osiąganiu materialnych celów, których do pewnego stopnia nie brak w każdym społeczeństwie i którymi wyróżniał się Paweł Strzelecki. A była to postać popularna w czasie pobytu Heney w Polsce, choćby przez groteskowe żądania wobec rządu australijskiego zamieszkującej w USA rodziny niejakiego Bolesława Strzeleckiego, domagającej się absurdalnie wysokiej rekompensaty, rzekomo należącej im się jako spadkobiercom ich zasłużonego dla Australii przodka. 

Historia Pawła Strzeleckiego zainspirowała Australijkę do stworzenia jego biografii, która zaistniała jeszcze przed wojną jako jej praca dyplomowa, by ukazać się w 1961 roku jako opublikowana książka. Aczkolwiek W ciemnym szkle nie neguje niewątpliwych zasług i osiągnięć bohatera, książka napisana jest tonem przemowy oskarżyciela sądowego. Lista oskarżeń zawiera między innymi brak zainteresowania wyzwalaniem Polski spod zaborów w czasie zrywu powstania listopadowego, opuszczenie stron rodzinnych i przeistoczenie się w sprawnie kalkulującego i bezwzględnie ścigającego fortunę Anglosasa, nieczule wykorzystującego do swoich celów bliskich mu ludzi. Natomiast karą miały być osamotnienie, z dala od ojczyzny i bliskich, i żal za stracone życie, przez co pisarka rekomenduje bohatera biografii potomnym jako postać godną politowania raczej niż podziwu. 

Przyznać wypada, że zarzuty są poniekąd słuszne, bo Strzelecki to nie romantyczny bohater z utworów Słowackiego czy Mickiewicza, ale ambitna, pragmatyczna, przedsiębiorcza i obdarzona nieprzeciętna inteligencją postać, przypominająca bohaterów literatury pozytywistycznej, jak Wokulski z Lalki czy Borowiecki z Ziemi Obiecanej. Co jednak należy wskazać jako niezupełnie spójne z australijską biografią, to rzekomo pożałowania godna, pokutna jesień życia Pawła Strzeleckiego. Pomimo tego, rzetelnie napisanej biografii, która jest nieocenionym źródłem informacji, nie można wiele zarzucić oprócz surowej prokuratorskiej retoryki, przez którą czytelnik, jak członek ławy przysięgłych lub publiczność w sądzie, jest w stanie nabrać uprzedzenia do opisywanej postaci. Istotnie, według niektórych opinii, obecny brak zainteresowania Pawłem Strzeleckim tak w Polsce jak i poza jej granicami jest spowodowany biografią Helen Heney. 

Pomocną w pełniejszej ocenie tego stanu rzeczy, jak i w lepszym poznaniu „oskarżonego”, jest pierwsza biografia Strzeleckiego, napisana przez jego kuzynkę, utalentowaną pisarkę Narcyzę Żmichowską, i wydaną w 1876 roku pod tytułem O Pawle Edmundzie Strzeleckim według rodzinnych i towarzyskich wspomnień. Oto przykład obiektywizmu, na jaki zdobyła się autorka pomimo rodzinnych koligacji i bliskości, jaką niewątpliwie czuła wobec kuzyna:

 

Strzelecki wyrzekł się ojczystej ziemi, zerwał z nią wszelkie stosunki, z Prusaka wylegitymował się na Anglika, żył tylko z Anglikami, pracował tylko dla Anglików; niech więc zostanie Anglikiem jako uczony, jako baronet, jako dobry obywatel, bo z przyjemnością zaznaczyć możemy, że umiał być w Anglii dobrym obywatelem. Wśród nich jest on obcym, bardziej obcym niż wielu cudzoziemców człowiekiem. [...] Gdyby go Niemcy chcieli swojej narodowości przywłaszczyć, nie spieralibyśmy się z nimi tak wytrwale jak o Kopernika [...]. A przecież choć bez żalu możemy go Albionowi darować, wyrzec się go bez pewnej szkody nie możemy. 

W swoim opisie Żmichowska elokwentnie i z humorem zaznacza, że niezupełnie można jej kuzyna porównać do bohaterów jak Jonasz, Tezeusz czy Sindbad, znanych z nieposkromionej tęsknoty do rzeczy nieznanych, trudnych i ryzykownych. Przyznaje też, że Słowacki by o nim poematu nie stworzył, ale Kraszewski mógłby zajmującą powieść napisać. Faktem jest, że nie z awanturniczych lub wzniosłych pobudek zwiedził Strzelecki znaczną część kuli ziemskiej, w tym Europę, obie Ameryki, Tahiti, wyspy archipelag indonezyjskiego i malezyjskiego, Chiny, Bliski Wschód, Nową Zelandię i Australię. 

Niezupełnie również popychała go do tego bezinteresowna ciekawość cierpliwego naukowca jak Darwin, który o trzy lata wyprzedził go w dotarciu do Australii w czasie wyprawy, która zaowocowała teorią ewolucji. Nie można też powiedzieć, że prześladowania zaborców popchnęły go do emigracji, skąd wspomagałby wyzwoleńcze działania rodaków. Jego motywy były bardziej prozaiczne. Wyjechał dla zdobycia sławy i fortuny, lub przynajmniej uznania i szacunku. Jeśli zamieszane w to były jakaś szczególna namiętność, to chyba najbardziej niechęć do rodziny i znajomych za doznane ujmy na honorze, a duma zawsze była czułym miejscem w jego charakterze. 

Nie ma jednak w tym braku silnej więzi z rodziną i ojczystym krajem nic dziwnego ani nagannego. Wszystkich odkrywców i pionierów w różnym stopniu cechuje mieszanina egoizmu, niepokorności, obsesji i innych cech, nie mających wiele wspólnego z altruizmem czy wyższymi, abstrakcyjnymi ideami. Nie zawahają się zaryzykować życia dla zdobycia szczytu czy przeprowadzenia szkodliwych dla zdrowia eksperymentów, nie poskąpią potu przy dźwiganiu próbek skał i pozbawią się snu dla wypełnienia notatników obserwacjami, byle tylko nikt inny nie ubiegł ich do wymarzonego celu. 

Można sobie wyobrazić, że urodzony w zubożałej rodzinie szlacheckiej i wcześnie osierocony Strzelecki marzył, by stabilnością finansową zastąpić brak fundamentu ciepła uczuć rodzicielskich. A były to czasy, kiedy nie wytężona praca i nauka, ale urodzenie lub dobre skoligacenie były pewniejszą drogą do dobrobytu. Ilustrujących to literackich przykładów nie brak, czy to u Dickensa, Hugo, Balzaca czy Austin. Na przykład postać George’a Wickhama z Pride and Prejudice, uwodzącego i uprowadzającego arystokratkę jest typowym przykładem w tym względzie i być może niedaleko odbiega od rzeczywistych wydarzeń związanych z romansem Pawła i Adyny.  

Biografowie Strzeleckiego nie są zgodni w tym względzie, ale jedna z popularnych wersji mówi, że uciekającą parę, by się potajemnie pobrać, zatrzymał ojciec Adyny, który w czas wykrył spisek. Na pytanie, czy krokami Strzeleckiego kierowało głębokie romantyczne uczucie, czy potrzeba zdobycia majątku, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Gdyby się jednak okazało, że druga wersja jest bliższa prawdy, to trudno byłoby go za to winić, bo epoka panowania kapitału dziedzicznego nie dawała ambitnym ludziom wielkiej szansy na wyróżnienie się i poprawę położenia materialnego. Poszukiwanie małżeństwa dla majątku nie było niczym szczególnym w oczach ówczesnego społeczeństwa, chociaż mogło być nierzadko niepożądane z punktu widzenia zamieszanych w to rodzin. 

Mimo wszystko duma młodego Pawła znacznie ucierpiała w tej przygodzie i opuszczenie stron rodzinnych, raczej niż pozostanie i walka o rękę ukochanej, wydało mu się najodpowiedniejszym rozwiązaniem. Uczucie wstydu dołączyło się do poprzedniego, związanego z romansem z zamężną kobietą, gdy Paweł był jeszcze nastolatkiem, kiedy to od kompromitacji ratował się ucieczką z przywłaszczoną sobie gotówką opiekuna. Do tego dołożyła się późniejsza sprawa oskarżenia przez Sapiehów o nieuczciwe machinacje. Przez te nieprzyjemne wspomnienia Strzelecki niesprawiedliwie nabrał uprzedzenia do Polaków ogólnie. Dla wybicia się i zmazania plam na honorze – bardziej niż na sumieniu – gotów był na ryzyko szukania szczęścia w obcych stronach raczej niż rodzinnym kraju. 

Różni się zatem Strzelecki od zamożnych i ustatkowanych odkrywców, takich jak choćby jego australijski przyjaciel, John Franklin, gubernator Tasmanii i zapalony badacz Arktyki, czy wspomniany wcześniej Darwin. Ta różnica nadaje jego odkrywczej pasji więcej interesowności i mniej charakteru pogoni za abstrakcyjnym prestiżem. Nie stać go było na wspaniałomyślny gest w tym względzie i wzorem Edisona zależało mu na materialnych korzyściach tak samo, a może bardziej, niż na chwale sukcesu naukowego. Można go określić ówczesnym mianem aferzysty (w dzisiejszym języku businessmana), aczkolwiek w dość specyficznego rodzaju interesach. To określenie wydaje się również spójne z jego obojętnością wobec sprawy polskiej, chociaż niektórzy biografowie utrzymują – zapewne motywowani rodzajem patriotyzmu podziwianego przez Helen Heney – że brał czynny udział w powstaniu listopadowym. Bardziej spójne z faktami jest jednak, że w tym czasie pomnażał swój kapitał w Moskwie lub Petersburgu, skąd z fortuną wyjechał w 1831 roku do Paryża. 

Jako ambitny, zdeterminowany i przedsiębiorczy człowiek interesu Strzelecki potrafił odstawić na bok to, co mogłoby zaszkodzić w osiągnięciu celu i nie wahał się użyć sposobów nie mających źródeł w altruizmie czy idealizmie. Pierwszym znaczącym tego przykładem z jego życiorysu jest, kiedy tuż po nieudanej próbie zdobycia majątku i ręki Adyny, mając zaledwie dwadzieścia trzy albo cztery lata, udaje się w podróż po Europie, w czasie której poznaje księcia Franciszka Sapiehę. Swoją inteligencją i magnetyczną osobowością zauroczył magnata, który powierzył mu zarządzanie jego majątku Bychowiec na Litwie i zapisał w testamencie ekwiwalent sumy dwudziestu pięciu tysięcy funtów, co na ówczesne czasy było fortuną. Pewne pojęcie o wyjątkowych przymiotach, którym Strzelecki zawdzięczał swoje sukcesy, daje zachowany portret dagerotypowy, najprawdopodobniej pochodzący ze szczytowego okresu jego życia. Nie sfeminizowana ani dobroduszna twarz spoziera z portretu, jaką widzi się na ręką malarza stworzonych wizerunkach. Jest to fizjonomia silnego, z natury poczciwego człowieka, wyróżniająca się hipnotyzującą kombinacją inteligencji i drapieżności. 

W upartym marszu do sukcesu, Strzelecki odrzucił tradycyjne szczęście rodzinne, pielęgnowanie którego mogłoby krępować ruchy i spowalniać w pokonywaniu drogi możliwej do przebycia samotnie bez rozpraszającej energię troski o bliskich. Dlatego też, kiedy dziesięć lat po nieudanej próbie ożenku, Adyna nawiązała z nim kontakt listowny, musiało go to wprawić bardziej w zakłopotanie niż przyspieszone bicie serca. List zapoczątkował korespondencję, która zmarła śmiercią naturalną, gdy Strzelecki w 1834 roku zaczął swoje podróże, by zmartwychwstać po kilku latach, znowu z inicjatywy Adyny. W końcu odczytała między linijkami listów to, czego nie on mógł jej powiedzieć wprost i dała za wygraną. Pamiętać jednak należy, że nie on był inicjatorem korespondencji i jeżeli jego listy zawierały obietnice, to tylko te, którymi zapewne sam się mamił, by się później opamiętać przypomniawszy sobie, że żaglowiec jego życia ma już dawno obrany kurs. Dlatego też niezupełnie sprawiedliwy jest zarzut, że fałszywie i z premedytacją podtrzymywał nadzieje Adyny dla własnego komfortu psychicznego w samotnych podróżach i jako polisa ubezpieczeniowa na wypadek, gdyby zamierzonego celu nie osiągnął. 

W dbałości o interesy Sapiehy na Litwie w latach 1825 i 1829 Strzelecki nie skąpił też gorliwości w doglądaniu własnych. Zdania są podzielone, co do uczciwości w pomnażaniu swojego kapitału w tym okresie, niewątpliwe jest jednak, że doszło do zatargu między Strzeleckim i synem księcia, Eustachym, który zarzucił nieuczciwość zarządcy majątku zmarłego ojca. Spór zakończył się pomyślnie dla pomówionego, a zdobyta tym sposobem, pomnożona i zdeponowana w paryskim banku suma, zapewniła mu stabilizację finansową i pozwoliła na oddanie się studiom przez trzy lub cztery lata, a później na podróże przez następne dziewięć. 

Szczegóły studiów Strzeleckiego są mało znane. Faktem jest jednak, że kiedy pojawia się znowu w zapiskach historycznych w 1833 roku w Londynie, jest już znaną, tytułowaną jako hrabia postacią, z biegła znajomością angielskiego i wiedzą w różnych dziedzinach, między innymi geologii, meteorologii i agronomii. Tego rodzaju osiągniecie w przeciągu stosunkowo krótkiego czasu świadczą o wyjątkowej sprawności umysłowej, a zdobyta pozycja towarzyska o niezwykłym talencie w tym względzie. Tytuł hrabiowski to przykład jego umiejętności w socjalnej nawigacji, w ramach której nie protestował przeciwko używaniu nienależącego mu się formalnie tytułu hrabiowskiego, co było akceptowanym grzecznościowym zwyczajem w kulturze brytyjskiej. 

Niespokojny duch poszukiwacza sławy i fortuny nie pozwolił mu na osiedlenie i ustatkowanie się w Anglii czy Szkocji, co było możliwe przy jego środkach finansowych, i popchnął go w 1834 roku do podróży po świecie. Należy je jednak traktować jako ćwiczenia do późniejszej eksploracji naukowych raczej niż beztroskie zwiedzanie w stylu typowego globtrotera. Dowodem na to są relacje z wypraw, jak choćby szczegółowy opis wulkanu Kilauea na Hawajach. Podróże te nie mogłyby się odbyć bez nabytej płynności w języku angielskim, hrabiowskiego tytułu i zjednującej postronnych powierzchowności, dzięki którym mógł z pożytkiem dla siebie i przyjemnością dla otoczenia odbyć długotrwałe rejsy oceaniczne, jak kilkumiesięczna żegluga wzdłuż wybrzeża Ameryki Południowej czy podróże poprzez Hawaje, Tahiti, Nowa Zelandię do Australii, do której dotarł w kwietniu 1839 roku. Te same przymioty osobiste, doszlifowane do coraz większej perfekcji, przyniosły w dalszych jego losach znaczne korzyści, otwierając drzwi do wpływowych sfer kolonii australijskiej, a później do śmietanki towarzyskiej Londynu. 

Główne dokonania Strzeleckiego w Australii to kolejne świadectwa jego pędu do wybicia się na przekór trudnościom i z lekceważeniem ryzyka. Pierwszy to odkrycie złota w okolicy Bathurst w 1839 roku. Nie on pierwszy i nie ostatni natknął się na drogocenny kruszec w New South Wales (Nowej Południowej Walii), którym to mianem określano wówczas większość kontynentu bez dzisiejszej Australii Zachodniej, Australii Południowej i Tasmanii. Ale to odkrycie, jak kilka poprzednich i późniejszych, traktowano jako ciekawostki naukowe bez perspektywy praktycznego wykorzystania. 

Zmieniło się to dopiero w 1851 roku, dzięki Edwardowi Hargravesowi, który po nieudanej próbie wzbogacenia się w czasie gorączki złota w Kaliforni, z tamże nabytym doświadczeniem natrafił na bogate złoża złota w rejonie Summer Hill Creek i Lewis Pond Creek w Nowej Południowej Walii. Zgłosił to władzom kolonii, za co został wynagrodzony i wyróżniony, między innymi poprzez przyznanie mu honoru odkrywcy złota w Australii. Kiedy ta wieść dotarła do Europy, odebrała ona na dobre kilka lat spokój osiedlonemu w Londynie po powrocie z Australii Strzeleckiemu. Jego starania o uznanie jego pierwszeństwa osiągnęły skutek przyznania mu, razem z kilkoma innymi eksploratorami, zasługi dokonania przyczynku w tym ważnym odkryciu. 

Następnym przedsięwzięciem Strzeleckiego w Australii było zdobycie w 1840 roku najwyższej góry na kontynencie i nazwanie jej Górą Kościuszki, a zaraz po tym eksploracja południowo-wschodniego rejonu Australii, któremu nadal nazwę Gippsland ku czci ówczesnego gubernatora kolonii George’a Gippsa. Istotna w obydwu przedsięwzięciach była przyjaźń i wsparcie jednej z bardziej wpływowych rodzin kolonii, Macathurów. O ile w pierwszym dziele na szczególna uwagę zasługuje nieczułość wobec przyszłych pokoleń Australijczyków, obarczając je niemożliwą do wypowiedzenia dla Anglosasa nazwą, to w drugim wyróżnił się bezpardonowością czystej krwi odkrywcy-businessmana.  

Rejon Gippslandu był już bowiem częściowo zbadany przez innego eksploratora Angusa McMillana i nazwany mianem Caledonia Australis. Nazwane były również przez szkockiego badacza elementy geografii terenu, które Strzelecki uznał za nowo przez siebie odkryte i nadal im swoje nazwy. Dzięki wsparciu wpływowych osobistości, których na tym etapie mu nie brakowało, wywołana tym wydarzeniem kontrowersja zakończyła się pomyślnie dla polskiego podróżnika, dzięki czemu nie McMillanowi ale jemu przypadła zasługa otwarcia Gippslandu dla osadnictwa. Można mu jednak tę agresywność w interesach wybaczyć i przyjąć to za znak sprawiedliwości, bowiem pokonany Szkot okazał się nieprzeciętnym okrutnikiem, mającym na sumieniu rzezie Aborygenów. Poza tym Strzelecki odkupił tym również swoją winę wobec Australijczyków za „Kościuszkę”, bowiem nazwa „Gippsland” była krótsza i łatwiejsza do wymówienia niż „Caledonia Australis”. 

Badania geologii, hydrologii, agronomii i innych aspektów środowiska naturalnego Tasmanii – znanej wówczas jako Van Dieman’s Land (Ziemia Van Diemana) – jakich podjął się w ciągu następnych dwóch lat, przysporzyły mu zapewne mniej korzyści niż zawiązana w tym czasie więź przyjaźni z gubernatorem Tasmanii, Johnem Franklinem i jego żoną Jane. Znajomość ta przetrwała australijski etap Strzeleckiego i kontynuowała się po 1843 roku po, to jest po powrocie i osiedleniu w Londynie, dokąd powróciła niedługo po nim z gubernatorskiej kadencji rodzina Franklinów. Ważną rolę w tej przyjaźni odegrało wsparcie moralne, jakiego Strzelecki udzielił osaczonemu przez przeciwników politycznych tasmańskiemu gubernatorowi i dobre słowa, jakich gubernator i jego żona nie szczędzili publicznie wobec Strzeleckiego, zarówno wobec wpływowych osobistości w kolonii australijskiej jak i brytyjskiej macierzy. 

Uzyskanie obywatelstwa brytyjskiego i publikacja w 1845 roku dzieła naukowego, Physical Description of New South Wales and Van Dieman’s Land (Fizyczny opis Nowej Południowej Walii i Ziemi Van Diemana), to kolejne wydarzenia na ścieżce sukcesów. Wkrótce po nich przyszło wyzwanie w postaci przyjęcia od rządu brytyjskiego ochotniczej funkcji w ratowaniu Irlandczyków od klęski plagi ziemniaczanej, którą to funkcje pełnił przez w latach 1846 i 1849. Strzelecki spisał się tak dobrze na wydzielonym mu początkowo odcinku, że powierzono mu później bardziej odpowiedzialne zadanie. W uznaniu zasług otrzymał od królowej tytuł szlachecki, po którym nastąpiły dalsze tytuły i honory, między innymi za eksploracje Australii i pracę naukową. 

To wszystko zagwarantowało mu wysoką pozycję społeczną, co, razem z dochodem z kapitału i zarobkiem z pełnionych funkcji, pozwoliło na spędzenie reszty życia w komforcie i dostatku – aczkolwiek bez przesadnego zbytku, o jaki go niekiedy pośmiertnie posądzano – otoczony powszechnym szacunkiem i przyjaźnią możnych, wpływowych ludzi. Jedyne czego mu mogło brakować, to rodzinny kraj i ciepło domowego ogniska. Na tym mu jednak nie zależało, szczególnie w czasie pogoni za sukcesem, co mogło się zmienić na starość, ale z pewnością nie do punktu rozpaczy nad straconym życiem. 

Dlatego trudno zaakceptować konkluzję jego australijskiej biografii, że bilans życia Pawła Strzeleckiego to porażka i że zmarł niespełniony, rozgoryczony i samotny. Konkluzja ta może być jedynie częściowo słuszna, a to dlatego że w znacznej mierze przeżył swoich geograficznie bliskich przyjaciół, a żyjący w dalekiej Australii nie mogli być przy nim w ostatnich latach. Rozżalenia nad przegranym życiem nie potwierdza nawet argument o jego życzeniu w testamencie, by zniszczyć wszelkie osobiste pisma i zapiski. Ten gest jest spójny z jego wysokim poczuciem dumy, które nie mogło stolerować myśli o pośmiertnych dociekaniach o jego życiu i związanych z tym potencjalnych zarzutach, na które nie mógłby odpowiedzieć. 

Zgodnie z romantycznym pojęciem polskości jego misja życiowa byłaby zapewne spełniona, gdyby zginał w powstaniu listopadowym, albo, jeśli udałoby mu się przeżyć i nie być zesłanym na Sybir, dokończył żywota w rodzinnym stadle z Adyną. Pogląd ten, zapewne podzielany przez australijską autorkę jego biografii, byłby również spójny z imperialno-kolonialny punktem widzenia. Z tej perspektywy rolą narodów podbitych lub uważanych za cywilizacyjnie niższe, jak Słowianie, było wypełniać podrzędne funkcje i stanowić tło dla działalności nadrzędnej rasy brytyjskiej. Tych ostatnich nie należy ganić, a raczej chwalić, za kultywowanie cech jak przebiegłość, chciwość, egoizm czy okrucieństwo w imię szerzenia cywilizacji i osiągania pełni ludzkiego potencjału. Biada jednak należącym do służebnego, malowniczego tła, jeśli przekroczą granicę wyznaczonego im wyidealizowanego skansenu i okażą interesowność, wyrachowanie i determinację w osiąganiu materialnych celów. 

Zapewne dystansem i nieufnością wobec powyższej filozofii cechowała się Narcyza Żmichowska, co ilustruje jej poniższa charakterystyka osiągnięć Strzeleckiego i wyjaśnienie jego niepełnego sukcesu asymilacyjnego w Anglii:

 

Bo też z krwi i z nerwów, z niedostatków i z bogactwa natury swojej był Strzelecki wybornym [...] okazem słowiańsko-polskiej rasy. [...] Anglik na jego miejscu zostałby wice-królem Indyi, albo założyłby gdzie nową Pensylwanię dla Irlandczyków, albo z jaką wyprawą podbiegunową popłynąłby na odszukanie swojego przyjaciela sir Johna Franklina, albo w głębi Afryki połączyłaby się z Livingstonem [...]. Miał natomiast w wysokim stopniu dobre, po słowiańsku dobre serce, po słowiańsku łagodna naturę [...], coś wręcz przeciwnego okrucieństwu i rozkoszy pastwienia się nad drugimi. […] Przeszkadzało Strzeleckiemu [w asymilacji] to, co sam własnemi wyraził słowami: pochodził z narodu przyrosłego do swej ziemi; miał zdolność wychodźczą, nie miał zdolności osadniczej; miał wielkie powodzenie, nie miał drobnego, maleńkiego, na swoją własną domową potrzebę szczęścia […]. Gładkim wspaniałym przez świat kroczył gościńcem; ale na tym gościńcu jednak został na zawsze „błędnym wędrowcem” tylko: [...] samotnym przechodniem. 

Jedną z konkluzji nasuwających się z powyższych słów jest, że kłopot ze Strzeleckim mogą mieć tylko ci, którzy w rozumieniu polskości zatrzymali się na początku dziewiętnastego wieku. Inni mogą śmiało traktować go, jeśli nie za wzór do naśladowania, to przynajmniej jako źródło inspiracji. Natomiast rozmijające się z prawdą gloryfikowanie i przypisywanie mu wygórowanych zasług może być głównie pomocne w poprawie samopoczucia mieszkających w Australii rodaków, którzy czują się zmarginalizowani i niedoceniani w brytyjskością zdominowanym przybranym kraju. 

Nawet bez retuszowania portretu Strzeleckiego, jasnymi czy ciemnymi kolorami, jego życiorys jest tak barwny i obfitujący w wydarzenia, że aż dziwi brak jego wykorzystania w popularnej kulturze. Temu, że to się nie stało – z nielicznymi wyjątkami jak sztuka Anny Habryn – winna jest być może biografia Helen Heney, a może powodem jest zwykły brak materiałów źródłowych. Przy dzisiejszym dostępie do wiedzy jest to jednak do pokonania i zaległości można nadrobić przy odrobinie cech, których nie brakło obiektowi tych rozważań – przedsiębiorczości i determinacji w osiąganiu celu. 

Robert Panasiewicz

Wizytówka twórcza autora

Facebook